Rozważanie wielkopostne
Rozważanie Wielkopostne
Niedziela palmowa
Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy jest przedziwny. Jest to szczególne, nietypowe wydarzenie w Ewangelii. Pamiętamy, że Pan Jezus wcześniej zakazywał zarówno ludziom jak i złym duchom mówić, że jest Mesjaszem. Tym razem jednak pozwala, aby lud wołał:Hosanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie.Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi.Hosanna na wysokościach! (Mk 11,19).Pozwalał zatem głośno obwieszczać orędzie o przyjściu królestwa mesjańskiego. W relacji Łukasza mamy nawet Jego zdecydowaną wypowiedź, że tak musi być:Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego:«Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!» Odrzekł: «Powiadamwam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą» (Łk 19,39n).Warto sobie zdać sprawę z kontekstu, w jakim nastąpił ten wjazd. Od pewnego czasu arcykapłani i znaczna część sanhedrynu miała zamiar Jezusa uciszyć, co się właściwe sprowadzało do ujęcia Go i skazania na śmierć. Taka decyzja zapadła krótko przed Jego przybyciem do Jerozolimy. Jezus i Jego uczniowie wiedzieli o tym i dlatego jak gdyby się ociągali z przybyciem do Jerozolimy. Niedługo przedtem Jezus wskrzesił w Betanii Łazarza z martwych. To wydarzenie stało się głośne w Jerozolimie i dla wielu było widocznym znakiem Jego Bożego posłannictwa. Jednak dla żydowskich władz było wielkim za grożeniem. Wyraził je Kajfasz:Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, 50 że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród (J 1 l,49n).Z jednej strony więc ludzie pełni nadziei i ufności, ale bez żadnego znaczenia politycznego i bez siły, z drugiej strony natomiast bardzo poważnie przestraszeni arcykapłani i członkowie wysokiej rady mający zamiar skazać Pana Jezusa na śmierć.W tej sytuacji Pan Jezus, prawdziwy Mesjasz, wjeżdża do Jerozolimy ignorując wszelkie zasady dyplomatyczne czy rytualne, nie ustalając wcześniej takiego wejścia do Jerozolimy i świątyni z aktualną władzą i nie mając przygotowanego tam przyjęcia, jak to np. jest w przypadku obejmowania przez biskupa katedry - zawsze czekają tam na niego ci, którymi ma później rządzić, aby go przyjąć. W przypadku Pana Jezusa nie ma ani żadnej zapowiedzi, ani przygotowanej uroczystości powitalnej. Jest wręcz przeciwnie: czekają tam na Niego, aby Go pochwycić i zabić. On jednak ignorując wszelkie zasady bezpieczeństwa wchodzi do świątyni i, jak podaje św. Mateusz, wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzeda wali gołębie (Mt 21,12). Dokonał w ten sposób oczyszczenia świątyni ignorując całkowicie jej władzę. Jezus zachował się jak jedyny prawowity zarządca świątyni. Podobnie i sam wjazd do Jerozolimy był wjazdem króla, którego nikt nie musi przedstawiać i potwierdzać prawomocności jego władzy. Święty Mateusz widzi w tym wypełnienie się słów Proroka:Stało się to, żeby się spełniło słowo Proroka: 5 Powiedzcie CórzeSyjońskiej: Oto Król twój przychodzi do ciebie łagodny, siedzącyna osiołku, źrebięciu oślicy (Mt 21,4n).Ten wjazd pełen pokoju jednak rozpoczyna jawną konfrontację z siłami tego świata, których mocodawcą jest książę tego świata, jak o Szatanie mówił wcześniej Jezus. Konfrontacja w kategoriach tego świata jest wręcz absurdalna, bo nie dająca żadnej szansy przybywającemu królowi. Dalsze dni Wielkiego Tygodnia potwierdzą tę prawdę prowadząc do całkowitego zmiażdżenia tego króla pokoju i załamania się oraz rozproszenia się uczniów. O tym czytamy w opisie wydarzeń, jakie później nastąpiły i zakończyły się śmiercią Jezusa na krzyżu. Ale nie wszystko zamyka się w horyzoncie ziemskich wydarzeń. Wszystko to, co na ziemi, kończy się, bo taka jest natura tego życia. Nasza nadzieja istotna sięga dalej, sięga poza śmierć i ją zwycięża. I tylko jako zwycięska w konfrontacji ze śmiercią może być prawdziwą nadzieją, którą warto mieć.
Homilia przygotowana przez †o.Włodzimierza Zatorskiego OSBt
oooOOOooo
V niedziela Wielkiego Postu (26.03.2023)
Tematem Liturgii Słowa jest centralna prawda naszej wiary: zmartwychwstanie. Nawiązuje do niej prorok Ezechiel, opowiada o tym dzisiejsza Ewangelii i głosi ją święty Paweł: “A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8, 11).
Opowieść o wskrzeszeniu Łazarza należy do najbardziej przejmujących w Ewangelii. Jezus jest na pustyni, po drugiej stronie Jordanu, gdzie się schronił przed Żydami, którzy nastawali na jego życie (J 10, 39-40; 11, 8). W tym czasie w Betanii, położonej blisko Jerozolimy, choruje Jego przyjaciel Łazarz. Marta i Maria powiadamiają o tym Jezusa, ale On natychmiast tam nie podąża. Dlaczego? Po dwóch dniach Jezus już wie, że Łazarz zmarł.
“Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł” (J 11, 21.32). Ten, który przywrócił wzrok niewidomemu mógł sprawić, aby Łazarz nie umarł (J 11, 37). “Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga” (J 11, 22). Chrystologia Marty jest znakomita. Wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, który miał przyjść na świat (J 11, 27). Jej eschatologia też jest bez zarzutu: wierzy w zmartwychwstanie w dniu ostatecznym. Problem w tym, że nie uświadamia sobie tego, że oto stoi przed Tym, który jest “Zmartwychwstaniem i Życiem” (J 11, 25). “Twój brat zmartwychwstanie” (J 11, 23). W Jezusie przyszłość staje się teraźniejszością, a dzień ostateczny dniem dzisiejszym.
Co tak naprawdę Jezus czuł, gdy widział płaczącą Marię i Żydów? Czy się “rozrzewnił się”, czy “wzruszył się”? To samo Greckie słowo w księdze Lamentacji i Ewangelii Marka oznacza, “oburzenie” (Lm 2, 6; Mk 14, 5). Jezus “jest oburzony” na śmierć za to, że odważa się zabrać tych, których On miłuje (J 11, 5; Księga Apokalipsy 1, 5). Śmierć nie była w Bożych planach (Księga Mądrości 2, 23-24), wręcz przeciwnie, jest ona ostatnim wrogiem Boga, przeznaczonym do zniszczenia (1 List do Koryntian 15, 26).
Ewangelie zawierają trzy cuda wskrzeszenia umarłych. Córka Jaira została wskrzeszona natychmiast po swojej śmierci (Ewangelia św. Marka 5, 35-42), syn wdowy z Nam zostaje wskrzeszony w drodze na cmentarz (Ewangelia św. Łukasza (Łk) 7, 11-15), a Łazarz po czterech dniach bycia w grobie. Ten odmienne pory ukazują potęgę Jezusa nad śmiercią. Ale uderza jeden szczegół. W dwóch przypadkach, Jezus nakazuje zmarłym by “wstali” (Mk 5, 41; Łk 7, 14), lecz Łazarzowi nakazuje “wyjść na zewnątrz” (J 11, 43). Dlaczego?
Po otrzymaniu wiadomości, że Łazarz był chory, Jezus „pozostał w tamtym miejscu jeszcze dwa dni” (J 11, 6). Z jednej strony powrót do Judei był niebezpieczny (J 11, 8.16), ale z drugiej strony Jezus miłował Łazarza, Martę i Marię (J 11, 5). Z jednej strony Jezus od razu wiedział, że choroba Łazarza przyniesie chwałę Bogu (J 11, 4), ale z drugiej strony czas objawienia tej chwały był również kluczowy.
„Odsuńcie kamień”, mówi Jezus, ale Marta odpowiada: „Panie, już cuchnie. Nie żyje bowiem od czterech dni” (J 11, 9). A jednak, kiedy kamień został zabrany, Ewangelista nie wspomina o odorze ciała. Zamiast tego informuje nas o modlitwie dziękczynnej Jezusa: „Ojcze, dziękuję ci, że mnie wysłuchałeś” (J 11, 41-42). Kiedy Ojciec wysłuchał modlitwę Jezusa? Podczas tych dwóch dni na pustyni? Skąd Jezus wiedział, że Ojciec go wysłuchał? Ponieważ nie było odoru ciała? Coś naprawdę niesamowitego musiało się wydarzyć w tym grobie, zanim Jezus zawołał: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz”.
Wskrzeszenie Łazarza doprowadza wielu Żydów do wiary w Jezusa (J 11, 45). Wierzyć w zmartwychwstanie i życie wieczne, to wierzyć w Jezusa, który jest Zmartwychwstaniem i Życiem wiecznym (1 List św. Jana 1, 2).
Źródło: https://klaretyni.pl/5-niedzie...
oooOOOooo
Jezus rzekł do niej: «Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?» J 11
Dlaczego nie poszedł od razu, gdy dowiedział się o chorobie przyjaciela? Dlaczego zwlekał? Czekał na właściwy czas, na moment, by objawiła się Jego boska chwała? Marta wyraża żal wobec Jezusa, że nie był obecny w chwili śmierci jej brata. Potem jednak mówi z ufnością, że Bóg da Mu wszystko, o co będzie prosił. I zapewne, gdyby Jezus zastał Łazarza jeszcze żywego uzdrowiłby go. Uczyniłby kolejny cud, jakich już wiele czynił. Ale wskrzeszenie zmarłego, w dodatku po czterech dniach od śmierci, było jeszcze bardziej wyjątkowym cudem. Cudem, na skutek którego wielu uwierzyło w Jezusa, a wieść o nim rozeszła się szybko w samej Jerozolimie. Jezus wybrał właściwy moment, by czas się wypełnił.Dzisiejszy świat nie lubi czekania, chce mieć wszystko już i natychmiast. Obrażamy się na Boga, kierujemy do Niego pretensje, gdy nie otrzymujemy tego, o co prosimy. Tak bardzo, że nie zauważamy, kiedy nas w końcu obdaruje. Czasem nieco później lub inaczej niż chcieliśmy, ale na pewno w sposób najlepszy dla nas. Nie dostrzegamy mądrości Boga. A On wie, czego nam potrzeba, zna czas, który będzie dla nas najwłaściwszy. Trzeba jedynie uwierzyć i cierpliwie czekać.
(tekst zaczerpnięty z www.wiara.pl)
IV niedziela Wielkiego Postu
Religijność nie na pokaz
A po co jest? Najprostsze i najbardziej oczywiste sprawy bywają czasem najbardziej zaskakujące. Jak się nie pogubić w swoim życiu duchowym? Strzeż się, by twoja pobożność nie była na pokaz. To pierwsze wskazanie „Konstytucji królestwa” w tej jej części, która odnosi się do życia wewnętrznego ucznia Chrystusa.
„Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.
Tylko to?
"Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
(…)
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie".
Jeśli oczekujesz, że Bóg nagrodzi twoją pobożność, nie szukaj za nią nagrody od ludzi.
Proste i jasne wskazanie Jezusa. Ale…
Najprostsze i najbardziej oczywiste sprawy bywają czasem najbardziej zaskakujące. Tak było właśnie ze mną, kiedy słuchałem konferencji pewnego kapłana. Mówił o znaczeniu modlitwy i innych praktyk religijnych. I zaczął od wskazania na ich pierwszy i podstawowy sens: oddanie czci Bogu. Tym jednym przypomnieniem oczywistości poukładał całą dotąd
rozsypaną układankę mojego myślenia o tej sprawie. Pobożność nie jest w pierwszym rzędzie po to, by coś pokazać. Nawet Bogu. Tym bardziej nie jest w pierwszym rzędzie po to, by coś zyskać. To wszystko skutki tego pierwszego i podstawowego: pobożność jest po to, by oddać część Bogu. Po to składam ręce do modlitwy, po to przychodzę na niedzielną Eucharystię…
Jasne, bywa zapewne tak, że w człowieku mieszają się różne motywy jego pobożności. Jeśli jednak zbyt łatwo dopuszczasz, że można na niej zyskać nie tylko u Boga, ale też u ludzi, grozi ci, że wkrótce na tym się skoncentrujesz. Bo Boża łaska nie jest przecież często tak namacalna, jak mile łechtająca dobra opinia u bliźnich. Łatwo w takich okolicznościach skoncentrować się na swoim wizerunku człowieka pobożnego, nie na szczerym oddawaniu czci Bogu…
Co istotne, Jezusowi nie chodziło chyba o to, by zawsze swoją pobożność ukrywać. Wśród niewierzących czy wstydzących się swojej wiary pokazanie jej jest wręcz konieczne; ma walor świadectwa. Tyle że w takich środowiskach chrześcijanin za swoje pobożne czyny nie otrzyma żadnej nagrody. Raczej narazi się na szyderstwa i wzgardę. Chodzi więc raczej o to, by nie obnosić się ze swoimi pobożnymi praktykami w takich okolicznościach, w których spotkają nas za nie uznanie i pochwały.
Czasy mamy takie, że podobne sytuacje chyba nie zdarzają się dziś zbyt często. Pobożność nie jest w modzie. Ciągle jednak bywają środowiska czy sytuacje, w których pobożność jednak może być nagrodzona ludzkim uznaniem. Ot, rekolekcyjna wspólnota. Jakże trudno po skończonej Mszy pierwszemu wstać z klęczek i wyjść z kaplicy, prawda? Co inni sobie o mnie pomyślą? Albo post: czy trzeba z oburzeniem odmawiać znajomym, którzy w środę zaprosili nas na kawę i ciasto, a zapomnieli o tym, że tego dnia pościmy? Zasadniczo jednak religijność na pokaz nie jest dziś chyba wielkim problemem. Gorzej z praktykami religijnymi w ogóle…
Jałmużna, modlitwa, post. W tej kolejności. Jezus tu do nich specjalnie nie zachęca, ale przez ich przypomnienie niejako akceptuje zastaną kolej rzeczy: tak, w takich czynach wyraża się ludzka pobożność. Wydaje się, ze to dobra okazja, by sobie o przypomnieć o ich istnieniu.
Jałmużna? Jest po to, żeby pomóc biednemu. Dzięki niej pewnie i tak ów biedny człowiek nie zaspokoi wszystkich swoich potrzeb, ale pozwala mu ona zrobić krok dalej. Ma też znaczenie dla tych, którzy ją dają. Przypomina o Bogu, prawdziwym właścicielu wszystkich dóbr tego świata. Przypomina o Jego woli, by dobra te służyły wszystkim, bez wyjątku ludziom, co stawia bardziej zamożnych (od żebraków) w niewygodnej roli nie właścicieli dóbr, ale zarządców wspólnego dobra. W końcu jałmużna, oczywiście ta większa niż parę groszy, uczy też znosić bliźniego, dostosowywać się do jego uwierającej inności. Zwłaszcza wtedy, gdy odkrywamy, że daliśmy się naciągnąć. Tak, to twarda szkoła prawdziwej pobożności…
Modlitwa? Jezus powiedział o niej w „Kazaniu na górze” nieco szerzej i parę nauk dalej znów do niej powróci. Poświęcony jej będzie kolejny odcinek tej opowieści. Teraz tylko przypomnienie, że jest spotkaniem z Bogiem. Tak, spotkaniem. To nie tylko mówienie do Niego. I chyba nie tylko rozmowa, choć oczywiście Bóg do nas też mówi: przez słowa Pisma Świętego, jakieś natchnienia, drugiego człowieka, spotykające nad wydarzenia… Modlitwa to przede wszystkim spotkanie. A że człowiek staje się taki jak Ten, z kim przestaje….Nie, stanowczo bez modlitwy nie uda się upodobnienie się do Mistrza…
No i post.. W XXI wieku niepotrzebny? Wręcz przeciwnie. Nie jest prawdą, jakoby jego celem była duchowa tresura; pokazanie sobie i Bogu, że potrafię. Post jest – jak tłumaczył święty Jan Paweł – by syty zrozumiał głodnego. By zobaczył jak to jest, gdy głowę zaprząta myśl o zaspokojeniu najbardziej podstawowych potrzeb.
A wielu z tych, którzy spróbowali mówi też, że ma wielką moc wypraszania u Boga różnorakie łaski. Chyba nawet wiem czemu. Modlitwa prośby to tylko słowa. Post to pokazanie Bogu, że mi naprawdę zależy; że dla sprawy o którą proszę gotów jestem też coś poświęcić. To chyba dość mocny argument w przekonywaniu Boga, że mimo iż planował inaczej, jednak warto…
Jałmużna, modlitwa, post. Ważne by nie były na pokaz. Ale ważne też chyba, by w ogóle były…
(tekst zaczerpnięty z www.wiara.pl)
Religijność nie na pokaz
A po co jest? Najprostsze i najbardziej oczywiste sprawy bywają czasem najbardziej zaskakujące. Jak się nie pogubić w swoim życiu duchowym? Strzeż się, by twoja pobożność nie była na pokaz. To pierwsze wskazanie „Konstytucji królestwa” w tej jej części, która odnosi się do życia wewnętrznego ucznia Chrystusa.
„Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.
Tylko to?
"Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
(…)
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie".
Jeśli oczekujesz, że Bóg nagrodzi twoją pobożność, nie szukaj za nią nagrody od ludzi.
Proste i jasne wskazanie Jezusa. Ale…
Najprostsze i najbardziej oczywiste sprawy bywają czasem najbardziej zaskakujące. Tak było właśnie ze mną, kiedy słuchałem konferencji pewnego kapłana. Mówił o znaczeniu modlitwy i innych praktyk religijnych. I zaczął od wskazania na ich pierwszy i podstawowy sens: oddanie czci Bogu. Tym jednym przypomnieniem oczywistości poukładał całą dotąd
rozsypaną układankę mojego myślenia o tej sprawie. Pobożność nie jest w pierwszym rzędzie po to, by coś pokazać. Nawet Bogu. Tym bardziej nie jest w pierwszym rzędzie po to, by coś zyskać. To wszystko skutki tego pierwszego i podstawowego: pobożność jest po to, by oddać część Bogu. Po to składam ręce do modlitwy, po to przychodzę na niedzielną Eucharystię…
Jasne, bywa zapewne tak, że w człowieku mieszają się różne motywy jego pobożności. Jeśli jednak zbyt łatwo dopuszczasz, że można na niej zyskać nie tylko u Boga, ale też u ludzi, grozi ci, że wkrótce na tym się skoncentrujesz. Bo Boża łaska nie jest przecież często tak namacalna, jak mile łechtająca dobra opinia u bliźnich. Łatwo w takich okolicznościach skoncentrować się na swoim wizerunku człowieka pobożnego, nie na szczerym oddawaniu czci Bogu…
Co istotne, Jezusowi nie chodziło chyba o to, by zawsze swoją pobożność ukrywać. Wśród niewierzących czy wstydzących się swojej wiary pokazanie jej jest wręcz konieczne; ma walor świadectwa. Tyle że w takich środowiskach chrześcijanin za swoje pobożne czyny nie otrzyma żadnej nagrody. Raczej narazi się na szyderstwa i wzgardę. Chodzi więc raczej o to, by nie obnosić się ze swoimi pobożnymi praktykami w takich okolicznościach, w których spotkają nas za nie uznanie i pochwały.
Czasy mamy takie, że podobne sytuacje chyba nie zdarzają się dziś zbyt często. Pobożność nie jest w modzie. Ciągle jednak bywają środowiska czy sytuacje, w których pobożność jednak może być nagrodzona ludzkim uznaniem. Ot, rekolekcyjna wspólnota. Jakże trudno po skończonej Mszy pierwszemu wstać z klęczek i wyjść z kaplicy, prawda? Co inni sobie o mnie pomyślą? Albo post: czy trzeba z oburzeniem odmawiać znajomym, którzy w środę zaprosili nas na kawę i ciasto, a zapomnieli o tym, że tego dnia pościmy? Zasadniczo jednak religijność na pokaz nie jest dziś chyba wielkim problemem. Gorzej z praktykami religijnymi w ogóle…
Jałmużna, modlitwa, post. W tej kolejności. Jezus tu do nich specjalnie nie zachęca, ale przez ich przypomnienie niejako akceptuje zastaną kolej rzeczy: tak, w takich czynach wyraża się ludzka pobożność. Wydaje się, ze to dobra okazja, by sobie o przypomnieć o ich istnieniu.
Jałmużna? Jest po to, żeby pomóc biednemu. Dzięki niej pewnie i tak ów biedny człowiek nie zaspokoi wszystkich swoich potrzeb, ale pozwala mu ona zrobić krok dalej. Ma też znaczenie dla tych, którzy ją dają. Przypomina o Bogu, prawdziwym właścicielu wszystkich dóbr tego świata. Przypomina o Jego woli, by dobra te służyły wszystkim, bez wyjątku ludziom, co stawia bardziej zamożnych (od żebraków) w niewygodnej roli nie właścicieli dóbr, ale zarządców wspólnego dobra. W końcu jałmużna, oczywiście ta większa niż parę groszy, uczy też znosić bliźniego, dostosowywać się do jego uwierającej inności. Zwłaszcza wtedy, gdy odkrywamy, że daliśmy się naciągnąć. Tak, to twarda szkoła prawdziwej pobożności…
Modlitwa? Jezus powiedział o niej w „Kazaniu na górze” nieco szerzej i parę nauk dalej znów do niej powróci. Poświęcony jej będzie kolejny odcinek tej opowieści. Teraz tylko przypomnienie, że jest spotkaniem z Bogiem. Tak, spotkaniem. To nie tylko mówienie do Niego. I chyba nie tylko rozmowa, choć oczywiście Bóg do nas też mówi: przez słowa Pisma Świętego, jakieś natchnienia, drugiego człowieka, spotykające nad wydarzenia… Modlitwa to przede wszystkim spotkanie. A że człowiek staje się taki jak Ten, z kim przestaje….Nie, stanowczo bez modlitwy nie uda się upodobnienie się do Mistrza…
No i post.. W XXI wieku niepotrzebny? Wręcz przeciwnie. Nie jest prawdą, jakoby jego celem była duchowa tresura; pokazanie sobie i Bogu, że potrafię. Post jest – jak tłumaczył święty Jan Paweł – by syty zrozumiał głodnego. By zobaczył jak to jest, gdy głowę zaprząta myśl o zaspokojeniu najbardziej podstawowych potrzeb.
A wielu z tych, którzy spróbowali mówi też, że ma wielką moc wypraszania u Boga różnorakie łaski. Chyba nawet wiem czemu. Modlitwa prośby to tylko słowa. Post to pokazanie Bogu, że mi naprawdę zależy; że dla sprawy o którą proszę gotów jestem też coś poświęcić. To chyba dość mocny argument w przekonywaniu Boga, że mimo iż planował inaczej, jednak warto…
Jałmużna, modlitwa, post. Ważne by nie były na pokaz. Ale ważne też chyba, by w ogóle były…
(tekst zaczerpnięty z www.wiara.pl)